#1 2008-12-06 22:42:38

Tokar

Udzielający się na forum

8934411
Skąd: Lublin
Zarejestrowany: 2008-11-27
Posty: 33
Punktów :   
Nick w grze:: Tokar
Profesja:: Tancerz Ostrzy

Powieść "PROLOG"

Napisałem opowiadanko, lecz nie skończyłem, i jakoś nie mam ochoty kończyć :) ale może kiedyś... proszę oceniajcie :)



PROLOG

Było ciemno, chłodny wieczór niósł ze sobą zimne powietrze ze wschodu. Czarne chmury przesłaniały granatowe niebo. Wysoka, ciemna postać szła bokiem ścieżki. Pod starym, zniszczonym płaszczem ewidentnie chowała półtoraręczny miecz. Spod płaszcza było widać czerwonokrwistą klingę. Bardziej nieznajomy chował broń przed osadem i kurzem, który unosił się ze wschodu, niż przed wzrokiem innych osób. Co prawda był sam na ścieżce, ale nasz przyjaciel zawsze lubił być ostrożny. Zbliżał się do lasu. Całodniowy marsz go wykończył, więc postanowił przenocować pod starym dębem. Po zjedzonej marnej kolacji oparł się plecami o drzewo i zasnął.
Nagle zbudził go dźwięk walki.
‘Oczywiście mnie musiało to spotkać’- pomyślał. Odruchowo sięgnął po miecz, ale jego ręka nie mogła jej znaleźć pod kocem. Zdziwiony wstał żeby się rozejrzeć po czym dostał w tył głowy.
Poczuł ogromny ból, zobaczył ciemność i nieprzytomny osunął się na ziemię.




ROZDZIAŁ  I

Otworzył oczy, lecz nadal nie widział nic prócz ciemności. Czuł jedynie, że leży na posłaniu, a głowę ma opatrzoną, i całą w szmatach. Zorientował się również że jest związany i odurzony jakimiś ziołami. Po paru minutach odzyskał wzrok. Zobaczył, iż do pasa był nagi.
Znajdował się w prostackim namiocie. Jedynie co się w nim znajdowało, to on sam na łóżku polowym i stolik obok niego z miską wody. W powietrzu było czuć niemiły zapach zaschłej krwi i potu.
Nasz przyjaciel powoli wstał z łóżka, ale nagła siła bólu z tyłu głowy powaliła go z powrotem na posłanie. Leżał tak chwilę i rozmyślał o wszystkim co mogło się wydarzyć gdy stracił przytomność, i o tym co teraz się z nim stanie…
Zasnął
Poczuł szturchanie w ramię. Otworzył oczy, po czym ujrzał siedzącą obok niego osobę.
Był to wysoki i barczysty człowiek. Na pierwszy rzut oka było widać ogromną bliznę na jego prawie łysej głowie. Rozciągała się od czoła aż po tył głowy, gdzie znajdowały się jego jedyne włosy, czyli długi koński ogon. Jego twarz była prosta, niebieskie oczy i krzaczaste brwi. Na sobie miał lekką zbroję. U pasa wisiał prostego wyrobu miecz z wyrytym godłem jakiegoś klanu.
- Witaj, jak się czuje nasz młodzieniec? – zapytał człowiek z blizną.
- Nie jestem młodzieńcem, umiem zabijać jak każdy, czy można tak powiedzieć o młodzieńcu? - odparł nasz towarzysz z pewnością w głosie.
-  Dla mnie jesteś małym smarkaczem, ile ty w ogóle masz lat?
- 17 ciałem, ale rozumem 30.
- Haha oczywiście. A twoje imię mędrcu? – zapytał znowu z ironią w głosie człowiek z blizną.
- Sythin z Morlinhu.
- Aha, czyli kiedyś z Morlinhu. – rzekł w zamyśleniu
- Czemuż to? – spytał z niepokojem w głosie Sythin. ’Czyżby stało się to, czego się tak bardzo obawiałem?’
- A no tak, Morlinh zostało napadnięte i splądrowane przez wojsko Insertów. Po czym wszystkie ciała spalili, tak jak całe miasto. Oto dlaczego nie powinno się zakładać miast na granicy. Miałeś tam rodzinę?
- Tak, ale straciłem ją wiele lat temu. Nic mnie po tym co się z nimi stało.- rzekł z obojętnością w głosie Sythin.
- Hmm…tak…a…pozwól że się przedstawię, jestem Auron. Dowódca VI oddziału armii krajowej króla Arhista IX, do którego należą wszystkie ziemie Parhistanu, a który swą mądrością…
- Oszczędź sobie – przerwał mu Sythin.- Nie musisz mi robić wykładu. Znam historię mojego narodu.
- Masz tupet braciszku. Ale przez to Cię polubiłem.- odparł Auron i uśmiechnął się swoimi dziurawymi zębami.
- Mogę się dowiedzieć co się stało?
- A no tak, po to tu przyszedłem, a przecież nie mamy wiele czasu….
- Jak to ‘mamy’?- przerwał mu brutalnie Sythin
- A no tak, przecież chyba nie myślałeś że się wyślizgniesz z rekrutacji do oddziału.
- Przeszła Mi taka myśl przez głowę…
- Hehe to się przeliczyłeś. Od chwili gdy znaleźliśmy Cię nieprzytomnego w lesie, należysz do Państwa, czyli w tym wypadku do Mnie.
- Jasne, znaleźliście mnie…więc kto mnie napadł?
- Zwiadowcy Insertów, tych psów. Spotkaliśmy ich w lesie, było ich 10, lecz jeden zwiał, i chyba gdy uciekał napadł na Ciebie, pewnie myślał że masz wierzchowca, bo jego mu zraniliśmy. Się chłopak rozczarował i przez to dopadliśmy go.
- A więc co teraz ze mną się stanie?
- Na razie odpoczywaj, jutro sprawdzimy twoje umiejętności. Nie udawaj że jesteś do niczego, bo i tak już jesteś wśród nas.
Auron wyszedł z namiotu nie mówiąc już ani słowa. Sythin położył się na łóżku i leżał. ‘Przecież nie przetrwam ani tygodnia w wojsku. Nie lubię zabijać, robię to tylko wtedy, gdy jestem zmuszony. No ale nadejdzie czas na ucieczkę.’
I tak leżał przez cały dzień. Siadał jedynie gdy przynosili mu żywność i po zjedzeniu znowu się kładł i rozmyślał, co go jutro czeka…


ROZDZIAŁ  II

- Pobudka
Te słowa zbudziły Sythina z głębokiego snu. Właśnie świtało.
- Czas wstawać, piękny dzień przed nami, mamy sporo rzeczy do załatwienia.
- A może tak dzień dobry? – zapytał szeptem bardziej do siebie, niż do Aurona zaspany Sythin.
- Słyszałem…dla kogo dobry ten dobry, ale chyba nie dla Ciebie – uśmiechnął się dowódca.
- Zobaczymy, uwierz mi, będę miał możliwość ścięcia Ci głowy, i miej nadzieję że tej szansy nie wykorzystam. – wymówił przez zaciśnięte zęby nasz przyszły żołnierz.
- To też słyszałem…myślisz że staruszek ze mnie? Walczyłem o życie, kiedy Ty bawiłeś się swoimi glutami. – rzekł Auron – A teraz zjedz śniadanko, przed namiotem czeka na Ciebie twój scyzoryk. A przy okazji skąd masz taką broń? Jest warta chyba z dwa tysiące sztuk złota…w rok tyle nie zarobiłem.
- Ukradłem Ojcu, gdy uciekłem z domu… - szepnął Sythin.
Zapadła niezręczna cisza. Obaj rozmówcy mieli wrażenie jakby trwała z parę minut.
- No nic, nie wnikam w twoją przeszłość, ale widzę że wiele nas łączy…nabieraj sił młody, niedługo okaże się czy wart jesteś tej doskonale wykonanej klingi.
Mijały godziny, a Sythin ze swoim ‘scyzorykiem’ ćwiczył podstawowe pchnięcia i bloki, które nauczył go ojciec. Od tamtej ucieczki z domu Sythin zabił tym mieczem wiele zwierzyny, ale też dwóch żebraków, którzy napadli na niego z głodu. Oczywiście kłamał mówiąc że zabije każdego. Sythin nie lubił zabierać życia innym, ale wiedział że rzeczywistość tego świata zmusi go do wielu czynów.
- Nadszedł czas kolego – powitał go Auron wchodząc do namiotu – zaraz się okaże jaki z Ciebie chłop.
- Się okaże…- odpowiedział Sythin, po czym wolno wyszedł z namiotu.
Dookoła jego ‘domku’ znajdowało się gdzieś z pół tysiąca innych namiotów a jeszcze więcej żołnierzy. Jedni leżeli przed swoimi namiotami i rozmawiali ze sobą, a inni grali w karty na pniach zwalonych drzew i pili gorzałkę.
Sythin i Auron szli między namiotami, po czym dotarli na polanę, gdzie ćwiczyło na niej kilkaset osób. Jedni uprawiali szermierkę, a drudzy szkolili się w strzelaniu z łuku. Auron zaprowadził naszego bohatera na sam środek placu.
- Ej Ty tam, a no tak Ty twardzielu – zawołał dowódca do pewnego żołnierza, który natychmiast podszedł i zasalutował.
- Walcz z nim – wskazał na Sythina. Strażnik się uśmiechnął. Otóż przewyższał go wzrostem, masą i wiekiem.
Oczywiście Sythin nawet nie zaprzeczył, wiedział że i tak językiem nic nie zmieni…
- Czekam na pojedynek. Oczywiście będziecie walczyć kopiami. Nie chcę żebyście się pocięli. Miałbym problem z krukami…- rzekł do obydwu.
‘No to się zaczyna’- pomyślał  Sythin po czym wyprowadził pierwsze pchnięcie w kierunku wroga, lecz ten je zablokował. Ale to dało Sythinowi możliwość kopnięcia przeciwnika w kostkę. Wróg z obolałymi nogami leżał już na ziemi niezdolny do dalszej walki.
- Hahaha no no, walka szybka jak mrugnięcie oka! – zaśmiał się Auron.- To teraz zmierz się ze mną, zobaczymy na co Cię stać!
Teraz dopiero walka się zaczęła.
Sythin gotowy do walki stanął w pozycji obronnej, wiedział, że jeśli chce wypaść jak najlepiej musi przetrwać jak najdłużej.
Zaczęło się. Auron niespodziewanie zaatakował z lewej strony, celując w szyję, lecz Sythin w ostatniej chwili odparował atak, ale zanim się zorientował, znów musiał bronić się przed kolejnym atakiem. Walka trwała i trwała, Sythin wciąż blokował i unikał szybkich ataków swojego przeciwnika.
- Atakuj mnie smarkaczu! Nie zasłużyłeś, aby w twoich żyłach płynęła czerwona krew! – ryknął agresor.
Sythin niespodziewanie wyprowadził kontratak, który został z łatwością sparowany.
- Tylko na to Cię stać? – zdumiał się Auron – w najbliższej bitwie wystawię Cię na pierwszą linię ataku!
- To patrz! – krzyknął Sythin, który zmienił postawę ciała i zaczął seriami atakować wroga.
- Dobrze! Pracuj stopami! Dobrze, dobrze, improwizacja, to mi się podoba! – krzyczał w czasie walki dowódca – teraz w końcu znaleźliśmy wspólny język – uśmiechnął się.
W Sythinie coś się stało, nagle pomyślał o ojcu, który w tej chwili byłby z niego dumny. Znienacka w boku głowy naszego przyjaciela eksplodował ogromny ból. Sythin jak kłoda padł na ziemię.
- Skup się! Gdyby to była prawdziwa walka już byś nie żył. Koncentracja przez cały czas. Obserwuj otoczenie i przystosowuj się do niego. – skarcił go zwycięzca pojedynku – Koniec sprawdzianu. Bo domyślam się że z łuku nie umiesz strzelać?
- Nie. To broń dla tchórzy, którzy zabijają na odległość. Co teraz ze mną się stanie?
- Umiejętnościami się zbytnimi nie wykazałeś, ale lubię Cię. Będziesz w mojej osobistej straży. Poćwiczysz trochę, a będzie z Ciebie prawdziwy miecznik.
Sythin powrócił do swojego namiotu. ‘Nie jest tak źle, osobista straż Aurona ma wiele swobody, chyba lepiej trafić nie mogłem’ rozmyślał przez całą noc.


ROZDZIAŁ  III

Sythin przez kolejne tygodnie ćwiczył władanie mieczem. Razem z armią liczącą pięć tysięcy zbrojnych i tysiąc łuczników, nie wspominając o jednostkach konnych które liczyły trzysta jeźdźców, uczył się tajemnic walk.
Wielkie wojsko kroczyło na wschód, z misją obrony miasta Limoges przed napadami Insertów, którzy nachodzili Pahirstan z północy i wschodu. Za to z południa i zachodu krainę obejmowało wielkie morze Błękitne, które żaden statek nie przepłynął, a za którym podobno znajduje się wielki las, zamieszkały przez magiczną rasę – Elfy.
Nasz bohater widział wiele bitw z barbarzyńcami, ale oglądał je ze wzgórz. Sam nigdy nie brał udziału w żadnej, Auron mu na to nie pozwalał. Sythin niespodziewanie zaprzyjaźnił się z dowódcą potężnej armii, nie myślał już o planowanej ucieczce. W wojsku i pod opieką Aurona było mu dobrze.
Nasz młodzieniec nawet poznał pewnego utalentowanego łucznika, który zwał się Cristo. Cristo był w wieku Sythina i podobnej postawy, prócz ramion oczywiście, które miał potężne aby napiąć swój metrowy łuk z drewna mongoliowego. Chłopcy spędzali ze sobą sporo czasu, ponieważ obaj wcześniej nie mieli takich przyjaciół jak teraz siebie nawzajem.
Pewnego dnia chłopcy wybrali się w wycieczkę pod pobliską, samotną górę.
- Szybciej Sythin! W takim tempie nie zdążymy przed zmrokiem – zawołał Cisto do przyjaciela, który ociągał się z tyłu.
- Łatwo Ci powiedzieć, to nie Ty niesiesz ciężki miecz, tylko lekki patyk z żyłką – zadrwił Sythin.
- Haha, z Ciebie taki siłacz jak ze Mnie niewidomy – odpowiedział – Lepiej chodź i nie marudź.
Chłopcy parę godzin chodzili po górach. Oglądali piękne widoki i krajobrazy. W końcu zmęczeni postanowili wrócić do obozu. W czasie powrotu natknęli się na grotę.
- Chodź zobaczymy co tam jest – zaproponował Cisto, stając w przejściu
- No nie wiem, może być zamieszkała przez jakieś zwierzę albo ludzi… - zawahał się Sythin.
- Oj nie bój się. Przecież mamy broń… - nalegał dalej młody łucznik.
Pod tym argumentem weszli do środka. W jaskini było ciemno, wilgotno, ale o dziwo ciepło.
- Zobacz, tu coś jest…jakiś kamyk, i jaki ładny! – rzekł Cisto, podchodząc do znaleziska.
- Uważaj – ostrzegł Sythin, ale w tym samym momencie rozległ się huk, a grotę pochłonęła ciemność. Powietrze przeszył krzyk Cristo’fa. Sythin, przerażony obecną sytuacją, szybko położył się na ziemi. Po chwili znów słabe światło rozjaśniło grotę.
Sythin wstał, rozejrzał się, ujrzał Cristo’fa leżącego na ziemi, leżał na plecach, patrząc płytko w dal swoimi szklanymi oczyma. Sythin powoli podszedł, serce biło mu jak oszalałe, krople potu pojawiły się na jego czole. Podszedł, uklęknął przed swoim niewątpliwie najlepszy przyjacielem.
‘On nie żyje, nie żyje, nie…’ przeszła mu przez głowę ta myśl. Sprawdził puls, ale nie mógł go wyczuć. ‘Odszedł, po prostu, nie żyje…’
I tak Sythin klęczał przy ciele z dwie godziny, nie mogąc uwierzyć w to co się stało.
Później zaniósł ciało przyjaciela do obozu. Zalany gradem pytań wszedł do swojego namiotu, gdzie się położył i szlochał. Chwilę potem odwiedził go Auron, który wysłuchał opowieści Sythina.
- Pokaż na mapie tą jaskinie. Zaraz wyruszam tam z oddziałem, pomścimy go, uwierz mi. Obojętnie co lub kto pozbawiło go życia.


ROZDZIAŁ  IV


- I co? Czy coś już wiadomo? – rzekł Sythin, witając w ten sposób Aurona, ale nie odrywając wzroku od grobu Crista.
- Nie, dokładnie przeszukaliśmy jaskinię, ale żadnych śladów nie znaleźliśmy. Grota wyglądała na nienaruszoną przez człowieka, i też na niezamieszkałą przez jakiekolwiek zwierzę – odpowiedział Auron.
- Nic? Ani najmniejszego śladu? Żadnego? – dopytywał się.
- W zupełności, mówiłeś że był wybuch, lecz nic nie znaleźliśmy, żadnej spalenizny ani nic w tym stylu, według Mnie musiała to być magia, i to bardzo mocna magia.
- I co teraz? Jak mam go pomścić? Nie mam żadnego śladu, nic…
- Słuchaj, wiele dla Ciebie zrobiłem, wyszkoliłem Cię w szermierce, jak i w strategii, dostaniesz wierzchowca, a dalej sam zdecydujesz co zrobić, puszczam Cię, jesteś wolny
- Tak? Ehh…Auron, jesteś niezastąpiony, zawsze będziesz w mojej pamięci – odwrócił się od nagrobka i uściskał Aurona. – żegnaj, bracie.
- No już już, jedź chłopie, bo zaraz się rozmyślę. -  odpowiedział, z lekkim rzruszeniem dowódca VI oddziału armii krajowej.
- Dzięki, jeszcze raz Ci dziękuje, uwierz Mi, zabiję to lub coś, co zabiło Crista – odparł Sythin, po czym wziął swój czerwony miecz, plecak z prowiantem, wskoczył na konia i pogalopował w stronę jaskini.
Przed zachodem słońca Sythin dotarł na polankę, gdzie zostawił rumaka, i wybrał się do groty.
Nasz bohater wyjął klingę, chwycił pewnie w dłoń, i wszedł do groty, krok po kroku pochłaniała go ciemność. Sythin zapalił pochodnię, lecz dopiero po chwili oczy przyzwyczaiły się do półmroku, poczym zaczął przeszukiwać jaskinię.
Sythin badał, szukał, przyglądał się, ale nic nie znalazł, ani śladu. Nic, co mogło by oznaczać że zaledwie dzień wcześniej wydarzyła się tutaj tragedia.
Zmęczony i zawiedziony wrócił na polanę, gdzie zjadł kolację, dał paszę koniowi, poczym zamyślony położył się na plecach, i zaczął wpatrywać się w gwiazdy.
Nie minął kwadrans, a coś go zaczęło swędzić w kieszeni, włożył do niej rękę i...powoli, ostrożnie, z przerażeniem w oczach wyjął z niej kamień, który świecił jak oszalały, i na którym były napisane różne symbole, zapewnie język elfów.
Sythinowi trzęsły się ręce, lecz i tak dokładnie przyjrzał się kamieniowi. „Czy to ten? To ten kamień? Nie…niemożliwe, jak mógł znaleźć się w mojej kieszeni?” zastanawiał się.
„Nie, teraz nie myślę trzeźwo, nie mogę ocenić sytuacji rzeczowo…zasnę, lecz nie zostawię tego kamienia na wierzchu…” poczym zakopał go pod drzewem, na krańcu polanki, a sam położył się kilkanaście metrów dalej. I zasnął…ze łzami w oczach…
- Nic nie rozumiem…co ma znaczyć fakt, że ten cholerny kamień znalazł się w mojej kieszeni? – mówił sam do siebie Sythin, przygotowując sobie śniadanie.
Podczas posiłku siedział przy wypalającym się już ognisku, obracając w jednej dłoni błyszczący się kamień, a w drugiej miskę z zupą. „Jak? Co? Dlaczego? Nic nie rozumiem! Nic!”. Wpatrywał się w niego, wpatrywał się w ten przeklęty kamień, który odebrał mu jedynego, i najlepszego  przyjaciela, ot tak, bez przyczyny…
I nagle zakręciło mu się w głowie, obraz zaczął się rozmazywać…aż w końcu całkowicie stracił wzrok, a po chwili także i przytomność…

c.d. być może nastąpi, jak mi się zachce :)


http://i29.tinypic.com/2ir6olv.gif

Offline

 

#2 2008-12-21 07:13:22

Fonne

Administrator

Zarejestrowany: 2008-11-27
Posty: 666
Punktów :   

Re: Powieść "PROLOG"

Tokar napisał:

c.d. być może nastąpi, jak mi się zachce

Ma nastąpić^^

Offline

 

#3 2008-12-22 14:32:59

Tokar

Udzielający się na forum

8934411
Skąd: Lublin
Zarejestrowany: 2008-11-27
Posty: 33
Punktów :   
Nick w grze:: Tokar
Profesja:: Tancerz Ostrzy

Re: Powieść "PROLOG"

Oj nie prędko...


http://i29.tinypic.com/2ir6olv.gif

Offline

 

#4 2008-12-22 21:45:34

John

Administrator

11570045
Skąd: Ithan :P
Zarejestrowany: 2008-11-30
Posty: 25
Punktów :   
Nick w grze:: Martin Master and John Łowca
Profesja:: Wojownik

Re: Powieść "PROLOG"

Eee... i myślisz, że ktoś poza Tobą będzie to czytał?? xD


http://smileys.smileycentral.com/cat/11/11_1_217v.gifI love Kimiko
----------------------------------------
http://smileys.smileycentral.com/cat/4/4_15_2.gif

Offline

 

#5 2008-12-22 23:36:37

Tokar

Udzielający się na forum

8934411
Skąd: Lublin
Zarejestrowany: 2008-11-27
Posty: 33
Punktów :   
Nick w grze:: Tokar
Profesja:: Tancerz Ostrzy

Re: Powieść "PROLOG"

Wiesz, od Ciebie tego nie wymagam, bo Cie interesują tylko opowiadania z obrazkami   ale inni... może


http://i29.tinypic.com/2ir6olv.gif

Offline

 

#6 2009-01-27 11:54:10

John

Administrator

11570045
Skąd: Ithan :P
Zarejestrowany: 2008-11-30
Posty: 25
Punktów :   
Nick w grze:: Martin Master and John Łowca
Profesja:: Wojownik

Re: Powieść "PROLOG"

Ja lubiem obrazki


http://smileys.smileycentral.com/cat/11/11_1_217v.gifI love Kimiko
----------------------------------------
http://smileys.smileycentral.com/cat/4/4_15_2.gif

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.deep-in-soul.pun.pl www.4gottenworld.pun.pl www.metal-damage.pun.pl www.weloverpg.pun.pl www.gormiti.pun.pl